Posty

Lubiła motyle.  Patrzeć na nie gdy są blisko, gdy nie spodziewają się niczego poza urokiem słońca, dotyku wiatru, leniwych pąków róż. Gdy nieruchomieją na płatkach i nie wiedzą, naprawdę nie wiedzą, co ich może spotkać, i nie widzą, naprawdę nie widzą tego drewnianego kosza po lewej.  Wygrzewają dalej na słońcu swoje wielobarwne skrzydła pokryte meszkiem, i tym cudownym pyłkiem do latania, a tymczasem powoli, prawie niezauważalnie przybliża się on, opada jak zmrok, nadchodzi ciemność, której nikt się nie spodziewał, a przecież wiadomo, że zawsze kiedyś przychodzi.  A obok tak pięknie dalej wszystko lśni w słońcu, nachalnie brzęczą pszczoły, różowe płatki spadają wirując na wietrze i nikt nie wie, że dla niektórych właśnie zaczął się koniec świata. Opada pleciona pokrywa, obok podrywa się pszczoła, drobne pyłki kwiatów nasycają powietrze.  I tylko palcem przykryty paź królowej ostatni raz czuje wiatr, chłonie blask, ciężar i lekkość jednocześnie. Motyle to najpiękniejsze istoty świa
  Nie wydawała się nikim ciekawym. Nikim, kogo chciałoby się poznać, albo wymienić więcej niż dwa słowa w sklepie przy półce z gazetami. Żyła sama - uciekała w pustkę, w samotność, w tanie filmy z kiosku. Wieczorami otwierała wino prawie bezgłośnie, wprawnie rozlewając zawartość. Zimą tęskniła za letnimi sukienkami, jesienią wtulona w koc wyjmowała z pudełka jakieś pokruszone motyle, pamiątki z  niespełnionych   podróży, okruchy piasku. Zamykała się wtedy w sobie na dobre. Za późno - myślała. Nie w porę. Karty rozdane. Nie będzie już żadnych nowych kroków. I tak właśnie nie w   porę - usłyszała pukanie. Gdy otworzyła drzwi przed nią stał - on - krótko obcięty i gładko ogolony -   mężczyzna,  z smutnym błyskiem w oku jak seryjny łowca burz. W jego spojrzeniu dostrzegła pytanie i coś więcej, jakby nagłe deja-vu.   Patrzyła na niego myśląc jak nie w porę przyszedł   - on, ‘nowy sąsiad z góry’   - jak się szybko przedstawił,   pożyczyć cukier, nóż, wszystkiego dobrego, czy kto wie